The Zionists proclaimed that it was wrong to raise money to build a theatre while Jewish blood wa... more The Zionists proclaimed that it was wrong to raise money to build a theatre while Jewish blood was being spilt in Palestine. […] In whispered propaganda it was proclaimed that every penny spent on the theatre was a penny thrown away, because there would be no Jews in Poland anyway, and the theatre would be nationalised, and the Jews would not get anything from it. 1 O ne can start with the undeniable statement that the buildingwhich had been rebuilt by Jews, with the support (at least initially and officially) from the party -from 1947 to May 1968, in most documents produced by the party (PPR/PZPR 2 ), the local administration (MRN 3 ), by the local social organisation (WKŻ/TSKŻ 4 ) and the political police 1
Rodzina Poli Richter. Spojrzenie na historię powojenną "Czy ty wiesz Michasiu, że jesteś żydówką?... more Rodzina Poli Richter. Spojrzenie na historię powojenną "Czy ty wiesz Michasiu, że jesteś żydówką?"-zapytała kobieta siedzącą naprzeciwko niej drobną, liczącą około osiem lat dziewczynkę. Ta-zawstydzona-spuściła oczy i tylko ciężko westchnęła. Więc rozmówczyni zadała kolejne pytanie: "A czy ci dzieci czasem dokuczają, przezywają?". Michasia po dłuższym milczeniu wreszcie półszeptem powiedziała: "Dzieci mnie przezywają często «żydówką»". Nie wiadomo, czy pod wpływem rosnących w trakcie tej rozmowy emocji czy wcześniejszych planów, starsza pani powiedziała: "Ja cię stąd zabiorę i oddam tam do dzieci, gdzie już nigdy cię przezywać nie będą. Albo cię do siebie zabiorę, nie bój się". Michasia uniosła głowę i po krótkim namyśle udzieliła odpowiedzi w trzech tylko słowach: "Pójdę. Zaraz. Kiedy?" 1. Na ostatnie-pytanie-odpowiedzi tego dnia nie otrzymała. Rozmowa miała miejsce 14 czerwca 1946 roku w Piekarach Śląskich. Cytowany dialog to tylko fragment relacji, której autorką jest Janina Masłowska 2. Ukazany w niej los Michasi, czyli… Poli Richter
Pierwsza połowa maja 1943 r. Boje-jeżeli tak zostanie określone starcie potężnych sił niemieckich... more Pierwsza połowa maja 1943 r. Boje-jeżeli tak zostanie określone starcie potężnych sił niemieckich z beznadziejnie uzbrojonymi partyzantami żydowskimi-trwały już drugi tydzień. W "Dzienniku" pod datą 1 maja 1943 r. Joseph Goebbels (minister propagandy i oświecenia publicznego w hitlerowskim rządzie) nazwał je "bardzo ciężkimi".
Żydowski lekarz Jakub Person, opisując zjawisko epidemii tyfusu w getcie warszawskim, określił je... more Żydowski lekarz Jakub Person, opisując zjawisko epidemii tyfusu w getcie warszawskim, określił je jako "[…] eksperyment na wielotysięcznej ludności getta […]", który musiał doprowadzić do epidemii o ogromnej skali i śmierci tysięcy uwięzionych w getcie ludzi. Tyfus był "dzieckiem" okupanta. Zrodzonym z myślą o eksperymencie na żywej ludzkiej tkance. Jakub Penson-żydowski lekarz, współtwórca nauki o nefrologii-w kilku zdaniach opowiedział "warszawski" rozdział tyfusowej historii. W połowie 1946 r., w Łodzi, stawił się przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zeznawał "W sprawie Ludwika Fischera i innych":
Pogłoski o "zagranicznych papierach" rozpowszechniane były wśród warszawskich Żydów na długo prze... more Pogłoski o "zagranicznych papierach" rozpowszechniane były wśród warszawskich Żydów na długo przed ostateczną likwidacją "dzielnicy zamkniętej" w pierwszej połowie 1943 r.: "Wiadome było, że posiadacze takowych zostali przed ogłoszeniem pamiętnego »wysiedlenia« w dniu 22 lipca 1942 r. odseparowani od reszty Żydów i odprowadzeni na Pawiak dla bezpieczeństwa". Na przełomie grudnia 1942 r. i stycznia 1943 r. zostali odtransportowani do Vittel. Niewielu gettowych Żydów doczekało się nadejścia niezbędnych do przeżycia dokumentów. Większość z nich padła ofiarą mordów w Treblince. Dokumenty po nich-niczym "martwe dusze"-pozostały. "Wobec tego, iż ludzi tych już nie ma-komentowała sprawę Franciszka Grunberg-więc na ich miejsce bierze się innych". Skoro "papiery" były, to wypadało je wykorzystać. Wszystko było jak gra. Być może zainicjowana przez żydowskich kolaborantów, na pewno za wiedzą i pod kontrolą gestapo i prawdopodobnie przy niemałym wsparciu ze strony Polaków. Każdy miał swój udział. Nielegalną drogą mógł zarobić niemałe pieniądze, a przy okazji-i w pełni legalnie-realizować odgórnie narzucane zadanie: doprowadzić do tego, by Warszawa stała się Judenfrei. W całym tym układzie tylko ludność żydowska została potraktowana przedmiotowo… Sprawa "papierów" ruszyła w połowie kwietnia. Beniamin Horowitz wspominał, jak w przededniu wybuchu powstania "Wypuszczeni zostają
W ciszy sali sądowej, przerywanej jedynie szmerem pracujących aparatów filmowych, płynęły wypowia... more W ciszy sali sądowej, przerywanej jedynie szmerem pracujących aparatów filmowych, płynęły wypowiadane spokojnym, stonowanym głosem słowa charakteryzujące przestępczą działalność oskarżonych: Ludwika Fischera, Ludwika Leista, Maksa Daumego oraz Josefa Meisingera. Byli "świetnie widoczni w jaskrawym świetle jupiterów filmowych"-relacjonował wysłannik Polskiej Agencji Prasowej. Meisinger był dotąd wyjątkowo spokojny. Sprawiał wrażenie znudzonego monotonią panującą na sali rozpraw w gmachu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Na przemian spoglądał na czytającego akt oskarżenia, przewodniczącego Najwyższego Trybunału Narodowego (NTN), sędziego Mieczysława Güntnera, i na obecną na rozprawie publiczność. Lecz gdy przebrzmiały słowa: "…dnia 23 listopada 1939 r. zarządził rozstrzelanie 53 mieszkańców żydowskich przy ul. Nalewki 9 za rzekome karygodne zachowanie się ich po zabójstwie w domu tym jednego »granatowego« policjanta, a zranieniu drugiego…", poruszył się niespokojnie, a zaraz potem pochylił głowę w dół. Spojrzenie na dłużej utkwił w podłodze. Stracił pewność siebie. Pozbawiony wszechwładzy człowieka w mundurze, ubrany po cywilnemu, uświadomił sobie, że to o nim mowa. To był 17 grudnia 1946 r.-pierwszy dzień procesu ludzi oskarżonych o "planowanie, organizowanie i dokonanie zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości". Wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich do Warszawy władze okupacyjne rozpoczęły działania represyjne wobec żydowskich mieszkańców.
Ta chwila dzieliła dwa światy. Po jednej stronie mieściło się tutaj i teraz, po przeciwnej zaś ni... more Ta chwila dzieliła dwa światy. Po jednej stronie mieściło się tutaj i teraz, po przeciwnej zaś niepewne jutro. Między nimi były emocje: "Warto żyć, żeby to zobaczyć"-wykrzyczała swe uczucia Stefania Szochur (Staszewska) na widok spalonego czołgu-"Niemcy przemykają pod ścianami, boją się »żydowskich bandytów«". To był dzień pierwszy Powstania w Getcie Warszawskim. Niewiele wcześniej autorka tych słów padła ofiarą łapanki. Na Żelaznej-"zupełnie zobojętniała"-czekała na egzekucję. Niewiele później, wraz z kilkudziesięcioma osobami, po zapędzeniu na Umschlagplatz, czekała na wywózkę. Padło hasło: "lager Poniatowa". Pociąg ruszył nocą: "Widzimy nad Warszawą wielką krwawą łunę. Getto walczy, getto płonie". Po czym zadała już tylko pytanie: "Czy świat widzi tę łunę?". Ta chwila łączyła dwa światy. Po jednej stronie było jeszcze życie, po przeciwnej zaś nieunikniona śmierć. Między nimi mieszały się gniew z nieszczęściem. Niemcom nie powiodły się plany zdławienia żydowskiego zrywu w zarodku. Z rozmachem zaczęli więc realizować taktykę spalonej ziemi. Budynek po budynku wzniecali pożary. Pochodną tych działań musiały stać się "żywe pochodnie"-ludzie uwięzieni w płonących kryjówkach, którzy tylko w ucieczce mogli szukać ratunku. Często bez powodzenia. Pola Elster służyła w szeregach ŻOB. Trzeciego dnia powstania, gdy wraz ze swym oddziałem wycofywała się ze strefy ognia,
Jedynym wkładem do ratownictwa dzielnicowego było uruchomienie przez pogotowie Gancwajcha karetki... more Jedynym wkładem do ratownictwa dzielnicowego było uruchomienie przez pogotowie Gancwajcha karetki do przewozu chorych"napisał w swych wspomnieniach Stanisław Adler-"Był to wehikuł mający z pewnością ponad sto lat wysługi, źle resorowany, wymalowany na odrażający brudnoniebieski kolor, ciągniony przez przeraźliwie wychudzoną szkapę". Tak krytyczne oceny wystawiane przez autora cytowanych słów były zapewne pochodną roli, jaką odgrywał w getcie-w kierownictwie Żydowskiej Służby Porządkowej [dalej: ŻSP] był szefem Wydziału Organizacyjno-Administracyjnego. Pisał o tym zaraz po opuszczeniu getta, po Wielkiej Akcji. Trochę "z przyzwyczajenia" wyrażał negatywne poglądy wobec wszystkiego, co było pochodną działalności Abrahama Gancwajcha: twórcy Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją oraz Żydowskiego Pogotowia Ratunkowego [dalej: ŻPR], instytucji mających być konkurencyjnymi wobec Judenratu i podległych mu ŻSP oraz służby zdrowia. "Brudnoniebieski" pojazd nazywał się "Miriam", od imienia żony Gancwajcha. Informacja o oddaniu go do użytku pojawiła się w "Gazecie Żydowskiej" w dniu 1 kwietnia 1942 r. Napisano wówczas: "Wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia i narzędzia lekarskie […] udzielać będzie bezpłatnej pomocy społeczeństwu żydowskiemu na ulicach Dzielnicy Żydowskiej w Warszawie". Być może Adler tak krytycznie potraktował karetkę, bo na ulicach getta pojawiła się z rocznym opóźnieniem. Skoro od połowy maja 1941 r.-podkreślała redakcja "Gazety Żydowskiej" [dalej:
Cyganie w getcie warszawskim "Wyświadczono nam przysługę w postaci owego nieszczęścia-Cyganów". T... more Cyganie w getcie warszawskim "Wyświadczono nam przysługę w postaci owego nieszczęścia-Cyganów". Takimi słowami Emanuel Ringelblum 17 czerwca 1942 r. otworzył w swym podręcznym notatniku wywód poświęcony tej właśnie grupie. Wiedział, że od kilku tygodni przebywali w warszawskim getcie. Tak samo jak o tym, że pół roku wcześniej w getcie łódzkim został założony tzw. "podobóz" cygański. Miał o nim jak najgorsze zdanie-ze względu na jego "masowość", a przez to panujące w nim beznadziejne warunki i dużą śmiertelność. Czy spodziewał się, że tak będzie w getcie warszawskim, nie wiadomo. Jednak cytowaną we wstępie "przysługę" podsumował jednym tylko, retorycznym pytaniem: "Jak damy sobie z nimi radę, nie wie nikt". W tym miejscu kończyła się powściągliwość gettowego kronikarza, a jej miejsce zajęły emocje. Nie szczędził słów ani Niemcom, ani Cyganom. I dalej pisał: "Być może "Herrenvolki" [Rasa Panów] robi to po prostu ze względów estetycznych. Nie mogą znieść widoku twarzy brudnych włóczęgów. Możliwe jest także, że chcą wrzucić do getta wszystko, co ma dla nich charakter czegoś brudnego, lumpowskiego, dziwacznego, czego trzeba się bać i co powinno automatycznie zostać zniszczone". To wskazuje, że przynajmniej po części spoglądał na problem cygański oczami Niemców. Jednak na koniec przemówił, niejako w imieniu Żydów-sugerując: "Ludzie się ich boją. Będą rabować, kraść, wybijać szyby i zabierać chleb z wystaw. Nie będą umierać cicho z głodu, tak jak Żydzi". Bano się o pogorszenie warunków aprowizacyjnych. Być może nie zdawano sobie sprawy, jak niewielka będzie to grupa.
Cmentarz sprawia przygnębiające wrażenie. Wszystkie drzewa, a były tu piękne topole, kasztany i i... more Cmentarz sprawia przygnębiające wrażenie. Wszystkie drzewa, a były tu piękne topole, kasztany i inne, zostały wycięte. Zrabowano wszystkie ławki, jak również część płyt marmurowych-napisał Emanuel Ringelblum pod koniec marca 1940 r. po wizycie na cmentarzu przy ulicy Okopowej-Teraz przypomina łysinę na głowie. Odnosi się wrażenie, jak gdyby był nagi i biedny.
Bunkier "Krysia" "Czy umieranie jest trudne?"-został tego wieczoru zapytany pisarz Jechida Hirsch... more Bunkier "Krysia" "Czy umieranie jest trudne?"-został tego wieczoru zapytany pisarz Jechida Hirschant. Nie po to, by wejść z nim w dyskurs na temat sensu i ceny życia w czasach pokoju. Bo gdy padło pytanie, trwała odmienna epoka: Zagłady. Taki wątek-gdy wśród wszelkich odmienności jednego należało być pewnym: nieuniknionej śmierci-był na stałe wpisany w rozmowy. Szczególnie pomiędzy więźniami Pawiaka. Nadziei i czasu wystarczało-wyłącznie i mimo wszystko-na trwanie w niepewności. Informacja, że tak znana i wyjątkowa postać tam przebywała, rozeszła się wśród Żydów błyskawicznie. Równolegle zaczęli więc szukać rozwiązania, które dawałoby współwięźniowi szansę uniknąć śmierci. Przez choćby tymczasowe wyjście-na roboty publiczne-poza mury więzienia. Z innymi skazańcami-robotnikami, lecz bez najbliższych: żony Judyty i syna Uriego. Wówczas podjął decyzję ostateczną. Poddał się czy okazał niezłomnym, pokonał strach czy przeciwnie, uległ mu? Niezależnie od wszystkiego, z niesionej pomocy nie skorzystał. Pozostał, by następnego dnia stać się jedną z czterdziestu ofiar mordu dokonanego przez Niemców-rankiem 10 marca 1944 r. na terenie pogettowych ruin. To był Emanuel Ringelblum… Zbyt aktywny w gettowym życiu publicznym-w sferze opiekuńczo-pomocowej, społecznej i po części także politycznej-był rozpoznawalny. Tym samym więc "skazany" od lutego 1943 r. na życie-dosłownie-"pod powierzchnią": w bunkrze "Krysia". Ten schron-wybudowany za środki pochodzące od żydowskich rodzin i instytucji-uchodził za
Wczesną wiosną 1942 r. getto warszawskie mogło być przez niektórych postrzegane jako wyspa (wzglę... more Wczesną wiosną 1942 r. getto warszawskie mogło być przez niektórych postrzegane jako wyspa (względnego bezpieczeństwa) otoczona wzburzonym morzem (wojennymi niepokojami na terenach wschodniej Europy). Proporcjonalnie do kurczenia się, a w dalszej kolejności zanikania skupisk żydowskich na terenach Generalnego Gubernatorstwa, rosła liczebność ludności żydowskiej w getcie. O jego stabilności czy wręcz "rozwoju" świadczyć miały kolejne transporty Żydów z ośrodków okołowarszawskich, z Europy Zachodniej oraz Niemiec.
"Przeniknięci duchem polskim": mechesi, konwertyci, przechrzty, wychrzty, neofici. W dyskusjach t... more "Przeniknięci duchem polskim": mechesi, konwertyci, przechrzty, wychrzty, neofici. W dyskusjach toczonych w żydowskim środowisku nigdy, szczególnie w okresie niemieckiej okupacji, to nie były określenia neutralne. Żydowski lekarz, Izrael Milejkowski, "błędu" dopatrywał się w mentalności tych, którzy porzucili wiarę przodków: Meches to kompleks mniejszej wartości w stosunku do chrześcijan i megalomania wobec Żydów. Emanuel Ringelblum był równie bezpośredni w wystawianiu ocen. Tych, którzy odcinali się od żydowskiej kultury, tradycji i obyczajów, nazwał "psychopatologicznym zjawiskiem". Mechesi byli jak żywa tkanka wycięta z żydowskiego ciała. I jak przeszczep, odrzucony przez polski organizm. Cierpieli podwójnie: zamknięci jak wszyscy Żydzi w getcie, a tam -od Żydów odizolowani. Przy czym żadna ze stron -ani żydowscy chrześcijanie, ani Żydzinie szukała środka, który w czasach zagrożenia dla bytu bardziej by ich łączył niż dzielił. W warszawskim getcie stanowili grupę nieliczną. Z ponad czterystu tysięcy uwięzionych tam ludzi garstka konwertytów liczyła niespełna dwa tysiące osób. Zdecydowaną większość wśród nich stanowili katolicy wywodzący się z rodzin od dziesięcioleci zasymilowanych. Nie potrafili i nie chcieli zaakceptować odmienności: Żydostwo zostało spaczone i dzięki temu religię wykonują mechanicznie. Boga należy mieć w sercu, a nie na zewnątrz. Zresztą z wzajemnością, jednakowo Żydzi traktowali przechrztów -jak stwierdził syjonista, Chaim Aron Kapłan:
Cytowani powyżej-wbrew beznadziejnym warunkom i nieustannym zagrożeniom-przetrwali. Odzyskali pra... more Cytowani powyżej-wbrew beznadziejnym warunkom i nieustannym zagrożeniom-przetrwali. Odzyskali prawo do życia pod koniec stycznia 1945 r. Nie wiedzieli, dlaczego-czy przez przypadek, czy przez akt łaski udzielony im przez los. Zapewne jak większość, być może wszyscy z byłych więźniów, niczym mantrę powtarzali zasadnicze i fundamentalne pytanie: "Czy powinienem przetrwać, gdy tylu ludzi zginęło?" (Z. Jagoda, S. Kłodziński, J. Masłowski, Więźniowie Oświęcimia, Kraków-Wrocław 1984, s. 131). Był to dylemat jak trauma-na trwałe przypisany Ocalałym. Świadomym, że w takim miejscu jak obóz koncentracyjny o przetrwaniu więźniów w niewielkim stopniu albo wcale nie decydowały funkcja, praca, hart fizyczny i psychiczny, poddanie się woli niemieckich katów czy praca w szeregach Sonderkommando. Wszystko było wyłącznie pochodną okoliczności, w jakich znaleźli się
Warszawskie getto miało wielu artystów i liczne sceny, na których powstawała sztuka dla mieszkańc... more Warszawskie getto miało wielu artystów i liczne sceny, na których powstawała sztuka dla mieszkańców, ale wśród nich był tylko jeden artysta, dla którego całe getto stało się sceną, w której główną rolę grało życie publiczności. Nazywał się Abraham Rubinsztajn. W 1941 r. w majowym wydaniu "Gazety Żydowskiej" określono go jako "smutnego wesołka ulicy żydowskiej, wariata czy kpiarza, dowcipnisia czy cynika". Żydowską tragedię zmieniał w komedię: "Miał jedno tylko na celu -pisał Władysław Szpilman -humorem dodawać ludziom odwagi". Icchak Berensztein w występach Rubinsztajna widział walkę o godność człowieka: "Tkwi w tym cała filozofia. Filozofia czy też taka forma protestu? Sypie dowcipami jak z rękawa, dowcipami ludowymi. Każda jego mądrość i każde przysłowie jest protestem przeciwko naszej bezradności. Kto chce, ale nie może złorzeczyć -niech sobie opowie anegdotę". * * * "Ludowy artysta" pochodził z Łodzi. Nie wiadomo, kiedy i jak dotarł do warszawskiego getta. Jego obecność jako pierwszy odnotował Emanuel Ringelblum, pisząc 18 marca 1941 r.: "Obłąkany Rubinsztajn chodzi ulicami i krzyczy: W »getcie wszyscy równi!« [ jid. »Ałe głach«]". Gdy ktoś pytał autora tych słów, kim był w przeszłości, otrzymywał odpowiedź:
12 września 1942 r. był sądnym dniem dla gettowego szpitala położonego przy ulicy Stawki 6, przyl... more 12 września 1942 r. był sądnym dniem dla gettowego szpitala położonego przy ulicy Stawki 6, przylegającego do Umschlagplatzu. Tzw. Wielka Akcja likwidacyjna warszawskiego getta trwała już ósmy tydzień. Niemcy i podległe im służby wkroczyli do gmachu. Była jedenasta, gdy rozpoczęło się -trwające przez kolejne trzy godziny -"czyszczenie" szpitala. Na korytarzach szpitalnych dało się odczuć atmosferę strachu. Większości chorych resztki sił starczały już tylko na oczekiwanie -w nieznośnej ciasnocie -aż zostaną wyprowadzeni -wyniesieni -wypędzeni na Umschlagplatz: Na nosze i nieść ich do wagonów. Z jakim pośpiechem wykonuje się ten rozkaz, jak uwijają się ordynatorzy, lekarze, lekarki, pielęgniarki, personel kuchenny i administracyjny -wspominał żydowski policjant, Stanisław Gombiński Kłusem biegną z noszami, nosze nie są zbyt ciężkie, chorzy są odpowiednio przygotowani do dalszej kuracji. Akcja trwała już na dobre. Kobiety i mężczyźni, dzieci i starcy, chorzy, wygłodzeni, słabi. Nieliczni byli w stanie stać na nogach, niektórzy siedzieli, ale zdecydowana większość leżała -pod ścianami, na podłodze, po kilka osób w łóżku. Metr po metrze, piętro po piętrze, gmach był opróżniany. Czy w takich warunkach mogła zaistnieć szansa na ratunek? Nadzieja na pomoc ze strony innych czy zdolność jej niesienia?
Wywodził się z ubogiej, religijnej rodziny. Przynależność do szeroko pojętej wspólnoty katolickie... more Wywodził się z ubogiej, religijnej rodziny. Przynależność do szeroko pojętej wspólnoty katolickiej stała się dla niego środkiem służącym wyrwaniu z zamkniętej kulturowo i ekonomicznie społeczności żydowskiej. Dobrowolnie poddał się procesowi polonizacji. To pozwalało mu realizować ambicje zawodowe i równolegle było formą awansu społecznego. W odrodzonej Polsce współtworzył Policję Państwową. Dosłużył się stopnia podinspektora. Nazywał się Józef Andrzej Szeryński (wcześniej: Szynkman lub Szenkman). W tzw. dzielnicy zamkniętej znalazł się dzięki staraniom przewodniczącego Judenratu, Adama Czerniakowa. Doświadczenia wyniesione ze służby w polskiej policji miały posłużyć najpierw do stworzenia, a potem zarządzania Żydowską Służbą Porządkową (ŻSP zamiennie nazywano żydowską policją). Szeryński miał zapanować nad uwięzioną w getcie ludzką masą. Ująć w ramy i oddzielić -tak niepewny pod rządami niemieckiego okupanta -porządek od anarchii. Zapewne dlatego, przynajmniej początkowo, wielu mieszkańców tzw. dzielnicy zamkniętej Służbę Porządkową (SP) potraktowało jako niezbędną i oceniało pozytywnie. Nad Szeryńskim mieli czuwać Radcy Gminy. Wychodzili z założenia, że Szeryńskiego należy traktować jako fachowca, który zgodził się "dać nazwisko" do tworzenia ŻSP. O reszcie spraw -zasadach funkcjonowania, a nade wszystko ruchach kadrowychdecydować miały interesy Gminy.
Uploads
Books by Paweł Wieczorek